Kreacje natury. Część pierwsza – nie tak bezbronna ofiara

To dość niespodziewane, ale wiele motyli nocnych zwanych potocznie ćmami posiada czuły słuch ukierunkowany na odbiór fal ultradźwiękowych. Pod tym względem biją nas na głowę – ludzie w ogóle ich nie słyszą. Z kolei nietoperze to perfekcyjni łowcy ciem wyposażeni w system echolokacji efektywnie lokalizujący potencjalną ofiarę. Doskonały, choć wybiórczy słuch ciem sprawia, że nie pozostają całkowicie bezbronnym celem. Odbierają ultradźwięki wysyłane przez nietoperze i na nie reagują. Odlatują w niedostępne zakamarki, albo nurkują w kierunku ziemi. Niektóre kontrują i wysyłają własne ultradźwięki zagłuszające odbiór ssaczym agresorom. Dzięki tym strategiom raz na jakiś czas niektóre z nich – i tylko niektóre – ratują życie.

Motyle dzienne nie muszą obawiać się nietoperzy. Ich nemezis to ptaki. Zatem, jak się można domyślać, rusałki, modraszki i bielinki nie zostały wyposażone w zaawansowane narządy słuchu. Zamiast tego przywdziewają jaskrawe barwy, także na wcześniejszym etapie rozwoju zwanym gąsienicą. Pozyskują oraz magazynują  w ciele alkaloidy i inne trujące związki wraz ze zdobywanym pożywieniem, a żółte, białe i niebieskie tła skrzydeł i barwne wzory na nich stanowią ekwiwalent ostrzegawczego baneru o uniwersalnej, zrozumiałej dla innych zwierząt treści. Są sposobem, w jaki pozbawiony oczywistej broni w postaci kłujki, żądła czy aparatu gryzącego obiad pokazuje zgłodniałemu prześladowcy środkowy palec. Bardzo często nawet jaja motyli są trujące – samica przekazuje im część toksyny, którą wcześniej pozyskała od siebie samej w formie gąsienicy. Krąg życia ma wiele znaczeń.

Zygaena oxytropis Fot. Benjamin Fabian

Wyjaśnia to w znacznej mierze, dlaczego motyle dzienne są tak kolorowe, a nocne na ogół jednolicie szare i nieefektowne. A ponieważ komunikat działa, znajduje rzesze naśladowców oraz imitatorów tych naśladowców. Kreatywnych swą ewolucyjną adaptacyjnością oszustów i fałszywie wystrojonych pasażerów na gapę. Wspólnie tworzą rzeszę indywiduów tak wzajemnie powiązaną i pogmatwaną siecią pokrewieństw i współzależności, że rozeznanie się w tym wszystkim, kto jest naprawdę ohydny w smaku, a kto tylko udaje jawi się być misją wręcz niemożliwą  – i o to chodzi. Parada arcyłgarzy i manipulatorów rozlewa się na wszystkie ekosystemy, krainy zoogeograficzne i kontynenty. Oto dwa z nich.

Limenitis arthemis Fot. Judy Gallagher

Stauropus fagi oszukuje podwójnie – wmawia, że jest mrówką, a głowa wyrosła jej w tylnej części ciała Fot. Ricosz

Pozować na niesmaczną i niejadalną przystawkę można na wiele sposobów. Powodzeniem cieszy się poza „na trędowatego”, czyli próba przekonania otoczenia o własnej zaawansowanej degrengoladzie cielesnej. Porażenie przez grzyba wydaje się być skutecznym odstraszaczem, co zdaje się genetycznie „rozumieć’ baoryska tajska i wielu jej podobnych.

Diphthera festiva Fot. Robb Navarro

Natomiast stadia preimaginalne z większą ochotą, przyjemnością i upodobaniem przybierają formy odchodokształtne i ekskrementopodobne, stając się w pewnym sensie koprofilami. Nie mają nic przeciwko gównianemu wyglądowi, wręcz przeciwnie.
A.alni

Acronicta alni Fot. Ricosz

Łódź Fot. Marek Wyszomirski

Falcaria lacertinaria Fot. Marek Wyszomirski

Oczywiście imagines nie są wolne od tej zboczonej skłonności.

C.glaucata

Cilix glaucata Fot. avidal


Mniej perfidni, nie pozbawieni resztek przyzwoitości gracze obrali odmienną, co najmniej równie powszechną taktykę wtapiania się w tło. Tkwią na wybranym podłożu z głębokim przeświadczeniem, że wrodzone tchórzostwo pozostanie nieodkryte, bez jakichkolwiek tyleż wstydliwych, co i ostatecznych konsekwencji, jeśli staną się z tym podłożem wizualną, cielesną jednością – a może i duchową, w końcu kto to może wiedzieć, jaki poziom medytacji jest w stanie osiągnąć kontemplujący owad. Zadziwiające, ale to działa.

Phalera bucephala – tym razem na nieadekwatnym tle Fot. Alfred Błażytko


To, co dotyczy motyli, odnosi się równie dobrze do pozostałych rzędów owadów. Hipotetyczne kompletne zestawy obejmujące rozmaite owady imitujące inne owady, owady o ostrzegawczym, jaskrawym ubarwieniu oraz owady-kameleony z pewnością byłyby zbyt długie i pokaźne, aby je umieścić w jakiejkolwiek pracy, czy nawet książce. Natura wprost przepełniona jest mnogością forteli, sztuczka goni sztuczkę, a pomysłowość niemal nie zna granic.

Kózka Doliops similis udająca ryjkowca Fot. WK Cheng

Aguriahana stellata eskponuje tylną część ciała, aby chronic głowę Fot. Ricosz

Tak właśnie wygląda świat Czerwonej Królowej, w którym musisz biec najszybciej jak potrafisz, aby pozostać w miejscu. A przynajmniej nie zostawać daleko w tyle. Tak uważał Lewis Carroll, a jego przekonanie na potrzeby ewolucyjne przejął i rozszerzył do hipotezy naukowej Leigh van Valen. Polecam rewelacyjną książkę Matta Ridleya, gdyby ktoś jeszcze nie znał. Koniecznie nadróbcie tę zaległość.

Mat Ridley Czerwona Królowa


Na koniec bonus dołączony do artykułu za namową Mateusza Sowińskiego. Gąsienica i poczwarka dwóch gatunków z Nowego Świata, które drogą konwergencji upodobniły się do śmiertelnie jadowitych węży z rodzaju żararaka.

Poczwarka Dynastor darius Fot. Cheryl Harleston López Espino

Gąsienica Eumorpha labruscae Fot. Cheryl Harleston López Espino

Oraz niesamowity pluskwiak z krainy neotropikalnej, który wciela się w rolę kajmana.

Kostaryka 12.02.2013 Fulgora lampetis Fot. gernotkunz


Wszystkie przedstawione w tekście adaptacje zostały wyselekcjonowane przez dobór naturalny jako zwiększające dostosowanie (fitness). W przyrodzie działa jednak szczególna wersja doboru naturalnego, która ma gdzieś ekonomiczne ograniczenia zniewalające adaptacje. Wersja zwana doborem płciowym – bezsprzecznie bardziej spektakularna, ekstrawagancka i szalona. Ale o tym w części drugiej.


Zobacz też:
Mimetyzm u Mateusza Sowińskiego


Łódź 22.12.2022

avidal

21 thoughts on “Kreacje natury. Część pierwsza – nie tak bezbronna ofiara

  1. Artykuł pozostaje otwarty na uzupełnienia i edycję. Szczególnie zachęcam do udzielania podpowiedzi, jakie inne przykłady mimikry warto w nim umieścić, za co będę wdzięczny – ja sam jakoś nie miałem weny w tym względzie.

    • Będąc monotematyczną odnośnie do wiadomej grupy owadów, zaproponuję trzmiele – niesamowite u nich jest to, że mają grupy wzorów barwnych, do których należą różne gatunki, a jednocześnie w tym samym gatunku różne osobniki (np w zależności od miejsca występowania) mogą należeć do odrębnych wzorów. To może przyprawiać o bol głowy kogoś, kto chce rozpoznać gatunek, bo z jednej strony osobniki kilku gatunków mogą być na pierwszy rzut oka nieodroznialne, z drugiej – dwa zupełnie inaczej wyglądające trzmiele mogą być tym samym gatunkiem. Była o tym praca niedawno, „Assessing Müllerian mimicry in North American bumble bees using human perception” Wilsona i in.

  2. Fascynujące i warte wykorzystania, ale wciąż mam za mało danych. Przydałaby się bardziej konkretna wskazówka, najlepiej wskazanie gatunku wraz ze wskazaniem naśladowcy i naśladowanego.

    • No u nas na przykład Bombus soroeensis można spotkać w różnych formach barwnych, i jedna z nich jest podobna do Bombus terrestris, a druga do Bombus lapidarius 🙂 Z kolei jedna z form humilis jest podobna też do lapidarius, inna – do pascuorum.

  3. Obawiam się, że przykład trzmieli, choc pouczający, na potrzeby artykułu jest zbyt nieoczywisty i mało błyskotliwy. No i wymaga dodatkowych objaśnień. Jestem przekonany, że wykorzystam pomysł, ale przy innej okazji, innym artykule. Dziękuję za odzew – być może będziesz jedyna.

  4. Jakiś czas temu, gdy robiłem artykuł o komarach z rodzaju Toxorhynchites, natknąłem się na azjatyckiego ryjkowca z gatunku Talanthia phalangium. Jeden z autorów jego zdjęć na Flickr zasugerował, że może się podszywać właśnie pod te komary i muszę przyznać, że faktycznie podobieństwo jest całkiem spore. Nie wiem, czy ktoś to badał, ale podejrzewam, że coś w tym musi być. Tylko po co chrząszcz miałby udawać komara? Przyznam, że cały czas zadaję sobie to pytanie.

    Jeśli natomiast chodzi o motyle, to bardzo ciekawym przykładem jest amerykański Dynastor darius, który podszywa się pod węża, z tego co wyczytałem, to pod jakąś żararakę (Bothrops spp.). Nie chodzi jednak o gąsienicę, ale o poczwarkę i jak dla mnie to jeden z najlepszych naśladowców, jakich kiedykolwiek widziałem 😀

  5. Obejrzałem sobie Dynastor darius. Poczwarka wygląda niesamowicie. Spróbuję zdobyć zdjęcie i dołączyć do opisu, choc może to być trudne. Talanthia tez nieziemski. Ewidentnie symuluje jakąś krwiopijną muchówkę, choc na moje oko niekoniecznie akurat tego komara. Może w tamtych okolicach występuje jakiś inny gatunek, którego warto unikać.

    • Być może faktycznie podszywa się pod jakiegoś innego komara, ale i tak to nadal ciekawe, że wybrał akurat taki model, do naśladowania. Któregoś razu muszę się chyba bardziej zgłębić w tematykę azjatyckich komarów, może natrafię na gatunek, który wygląda podobnie.

    • Super, że się udało znaleźć tego D. darius. Widzę też, że dodałeś E. labruscae, kolejny naprawdę ciekawy gatunek i to nie tylko jeśli chodzi o gąsienicę. Dorosły motyl prezentuje się naprawdę przepięknie z tą swoją zielenią i jeszcze te niebiesko-czerwone plamy na tylnych skrzydłach… aż szkoda, że go u nas nie ma.

      Swoją drogą, fałszywe oczy na skrzydłach, to też ciekawa strategia obronna. Może i ją warto uwzględnić w artykule?

  6. Temat jest bardzo, bardzo szeroki i można by podpierać go najrozmaitszymi przykładami, o czym zresztą dobrze wiesz. Celowo zrezygnowałem z prezentacji szczegółów, aby nie rozwlekać artykułu. Długich elaboratów nikomu nie chce się czytać, taka jest nieco smutna prawda. A na pewno nie było moim zamierzeniem uprawianie sztuki dla sztuki. Aby uczynić artykuł lepiej przyswajalnym rozbiłem go więc na 3 odrębne i starałem się zachować zwięzłość, choć przyszło mi to z trudem.

  7. Właśnie odkryłem, że z podobnym wyzwaniem spotyka się moja córka i w ogóle dzisiejsza młodzież podczas pisania prac z języka polskiego. Swojego czasu z niedowierzaniem zauważyłem, że każda taka praca musi zawierać określona liczbę słów. Rozprawka czy esej muszą się zawierać w dokładnie określonych widełkach ustalających liczbę tych słów. Do dziś nie akceptuję tej zasady. Krępuje wyobraźnię i ogranicza inwencję. A jeśli w tym szaleństwie jednak jest metoda?

  8. Myślę, że jest miejsce zarówno na krótsze jak i na dłuższe teksty, dlatego uważam, że tak też powinno to wglądać w szkołach, czyli owszem, powinny być do napisania jakieś rozprawki na określoną liczbę słów, ale powinna być również możliwość pisania obszernych tekstów, które mogłyby pomóc uczniom rozwijać ich kreatywność.

    Ja osobiście zawsze lubię się dość mocno rozpisać na dany temat, co zresztą widać u mnie na blogu. Przykładowo, ten mój ostatni artykuł o Myrmecia miał ponad 5 stron i wcale nie jest to najbardziej rekordowy tekst, jaki się u mnie znajduje. Co więcej, też dokonałem pewnych cięć podczas jego pisania (bez tego pewnie byłyby co najmniej o 1/3 dłuższy), ale nawet po nich, zostało naprawdę sporo treści, którą uznałem za absolutnie konieczną w tym artykule.

    Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach większość ludzi woli krótsze treści, które można sobie szybko przyswoić i takie jak najbardziej też są potrzebne. Jakby nie było, piszę też artykuły dla Wyborczej i tam milej widziane są właśnie krótsze teksty, dlatego muszę się trzymać określonego limitu słów (choć na szczęście nie we wszystkich przypadkach). Jak się domyślam, gdyby pojawiały się tam artykuły po 5-6 stron każdy, to Gazeta pewnie by szybko poszła z torbami.

    Pewnie dlatego cenię sobie blog, bo tam mogę pisać tyle, ile uznam za stosowne, a myślę, że niektóre tematy naprawę są wartę szerszego opisania. Tak naprawdę jednym ograniczeniem w takim przypadku jest czas, który można na to przeznaczyć.

    Domyślam się, że wiele osób nie przeczyta takich długich artykułów w całości lub w ogóle je ominą, ale wierzę, że znajdą się jednak osoby, które będą chciały się zapoznać z całością, nawet jeśli nie będzie ich dużo. A i ja sam też mam jakąś satysfakcję z napisania takiego obszernego artykułu.

  9. Widziałem Twoje artykuły w Wyborczej. Wymóg wykupienia subskrypcji na pewno wpłynął negatywnie na ich poczytność. Czy współpraca jest kontynuowana?

    • Tak, cały czas dla nich piszę. Wiem, że przez konieczność subskrycji nie wszyscy mają możliwość je przeczytać, ale właśnie dlatego też nie rezygnuje z bloga, bo tam mogę pisać artykuły dostępne dla wszystkich.

Leave a Reply to ricoszCancel reply