Seks czy przetrwanie

Artykuł powstał na potrzeby dyskusji z Aleksandrem Chmielem i stanowi próbę kontrargumentacji. Uznałem, że temat jest zbyt interesujący i ważny, aby zaginął w odmętach komentarzy. Aleksander pisze:

W chwili zagrożenia (nieważne głodowego, wojennego czy wypadkowego) walka człowieka o przetrwanie jest najważniejsza, i to „za wszelka cenę”. Wszystkie inne ważne potrzeby (i wymyślone „potrzeby”) przestają mieć racje bytu. Kiedy człowiek (i każde zwierze) nie walczy o przetrwanie może zająć się wszystkim innym. Piszesz „Samce wielu gatunków gotowe są poświęcić życie, aby tylko uprawiać seks” Nie! Są w stanie poświęcić wiele, ale nie życie. Jelenie na rykowisku walczą dopóki jeden z nich nie poczuje, że przegrywa; wtedy ustępuje. Czasem (bardzo rzadko) ginie od ran, gdy jednak byki nie mogą rozplątać poroża giną oba (bardzo rzadko). I to nie jest dowód, że u nich seks jest ważniejszy niż życie, niż przetrwanie, a nawet unikanie uszczerbku na zdrowiu. Dla ochrony życia (potrzeby przetrwania) poroże byków jeleni zostało ewolucyjnie tak uformowane, żeby podczas walki nie dochodziło do tak drastycznych przypadków jak śmierć czy zranienie. Poza tym zbyt młode byki, mimo że nabuzowane hormonami, nie idą na zwarcie z władcą haremu. One przede wszystkim chcą żyć (czyli przetrwać), i tylko dlatego sprawę seksu potrafią odłożyć na później. Niedźwiedzie grizli dla seksu są gotowe zabić młode, którymi opiekuje się napotkana niedźwiedzica, ale kiedy niedźwiedzica w obronie swoich dzieci szarżuje, większy i silniejszy samiec zwykle ustępuje. I tu nawet nie chodzi o przetrwanie, a o coś „mniej ważnego”; o nienaruszoną cielesność. Nawet u dzikiego zwierzęcia seks nie może być na pierwszym miejscu, na pierwszym miejscu jest życie (czyli przetrwanie), a co dopiero u człowieka wyposażonego w dorobek kulturowy. No chyba, że człowiek okaże się psychicznym dewiantem. Niestety tacy też są.”

Życie osobnicze ma oczywiście istotną ewolucyjna wartość – pozwala przekazywać geny przez pokolenie. Stanowi genetyczną inwestycję, tym kosztowniejszą, im jest bardziej zaawansowane i złożone. Nic dziwnego, że dobór je promuje, jeśli jego poświęcenie nie jest absolutną koniecznością. To ekonomiczne wyrachowanie rodzi złudzenie nadrzędnej wartości życia osobnika. Podczas gdy jest nią replikacja. I czasem widać to bardzo wyraźnie. Wszyscy znamy przykłady gatunków, w których samiec ginie podczas zalotów – jego życie warte jest poświęcenia dla genów. Zwykle ta zasada ulega zatarciu, ponieważ to nie musi być gra o sumie zerowej, jeśli w perspektywie bardzo prawdopodobne są następne okazje. Po co niszczyć drogocenne opakowanie, skoro może się jeszcze przydać? Zauważmy, że u zdecydowanej większość gatunków życie osobnicze kończy się natychmiast po utracie zdolności do rozmnażania, albo niedługo po tej utracie. Modelowym i spektakularnym przykładem jest tutaj łosoś, który ginie natychmiast po tarle.

Samice niektórych pająków, czy mięczaków morskich przestają się odżywiać po wylęgu młodych i resztę swego życia poświęcają na opiekę nad swoimi dziećmi – zdarza się, że ostatecznie staja się dla nich kalorycznym posiłkiem. Człowiek stanowi na tym tle ewenement spowodowany m.in. neotenią. Ludzkie dziecko (czyli nowy zestaw genów) przychodzi na świat za wcześnie i długo jest nieporadne, niesamodzielne. Ktoś musi się nim zająć przez lata. Stąd instytucja długoterminowych rodziców i instytucja babci. Samica Homo sapiens jest utrzymywana przez dobór w zdrowiu także po menopauzie tylko dlatego, że bierze aktywny udział w opiece nad młodymi. Traci zdolność do rozrodu, lecz wciąż jest użyteczna.

Tak, walki godowe samców jeleni i innych gatunków poligamicznych nie są śmiertelne. Czemu miałyby być? Jaki sens z punktu widzenia doboru miałaby śmierć kosztownego ewolucyjnie pretendenta do rozrodu zanim w ogóle udało mu się przekazać geny? Nadrzędne znaczenie genu, a nie osobnika nie implikuje automatycznie, że śmierci nie należy unikać. Jedno nie wyklucza drugiego. Oznacza za to, że życie osobnicze jest na tyle cenne i do tego momentu, na ile i do którego spełnia powierzoną mu funkcję replikatora – już spełnionego lub potencjalnego, z dużymi szansami na sukces.


Aleksander podzielił się również poniższą dygresją:

Samolubnym genem” (nadal mam tę książkę R. Dawkinsa) zachwyciłem się w blisko 50 lat temu. Przeszło mi. Chociaż w wielu aspektach nadal zgadzam się z przedstawionymi tam interpretacjami, biologia i genetyka poszła szybko dalej.”

Zawarłeś w tym zdaniu sugestię, zamierzoną bądź nie, że upływ czasu czyni dana koncepcję naukową nieaktualną, mniej wartościową, niż w momencie jej sformułowania. Tak oczywiście nie jest. Samolubny gen ma swoje źródło w pracach George’a Williamsa powstałych w latach 60-tych, więc w zasadzie liczy sobie nawet więcej niż 50 lat. Dawkins nieco rozwinął pierwotną ideę, spopularyzował ją, wprowadził do ogólnej świadomości (także ludzi nauki), ponieważ jest utalentowanym popularyzytorem nauki. Sam wiek niczym jednak tej koncepcji nie umniejsza – tak jak teoria heliocentryczna nie traci na znaczeniu wraz z kolejnymi pokoleniami. Istotne są konkretne zarzuty. Część ewolucjonistów zwraca uwagę, że dobór nie widzi genu, lecz osobnika, a czasem grupy osobników – działa więc na wielu poziomach, przez co podejście Williamsa i Dawkinsa jest nazbyt redukcjonistyczne. Wśród krytyków znajduje się m.in. autor najsłynniejszego podręcznika do ewolucji, Douglas J.Futuyma. Mam go w swojej biblioteczce i uczciwość nakazuje mi przyznać, że niewiele z niego rozumiem. Kupowałem go w nadziei, że dokładniej poznam procesy ewolucyjne, ale tak się nie stało. Okazuje się, że w matematycznym ujęciu teoria ewolucji to ewidentnie bardzo trudny temat. Pocieszam się myślą, że zapewne sam Charles Darwin nie poradziłby sobie lepiej ode mnie. Ale być może go nie doceniam. Poświęcam tej książce kilka akapitów, bo chętnie poznam opinie tych, którzy się z nią zapoznali. Mają podobne odczucia, czy wręcz przeciwnie – w ich przypadku doskonale sprawdziła się jako źródło zdobywania ewolucjonistycznej wiedzy. Jeśli mieliście styczność, piszcie proszę.

Rzecz w tym, że plejotropia (dany gen bierze udział w ekspresji więcej niż jednej cechy fenotypowej) i poligenizm (efekt fenotypowy jest składową ekspresji wielu genów), które łącznie są odpowiedzialne za ślepotę doboru względem genu nie podważają samej koncepcji. Dawkins wielokrotnie pisze, że dobór działa za pośrednictwem cech fenotypowych, nie może przecież być inaczej. Gen po prostu mutuje; zapis ulega uszkodzeniu w procesie kopiowania. Brak tu czynnika stymulującego, wynika to z samej natury procesu kopiowania. Ewolucji podlega fenotyp i zbiorowisko fenotypów (populacje), co jest możliwe dzięki mutacjom. Ewolucja fenotypu jest zależna od pojawiania się kolejnych mutacji w genotypie. Fenotyp to sposób genu na komunikację z doborem. I nie jest w tym kontekście istotne, czy czyni to w przejrzysty, czy zawoluowany sposób.

Tylko perspektywa z poziomu genu pozwala zrozumieć wszystkie zachowania i procesy zachodzące w naturze. Jeśli się mylę, proszę mi wyjaśnić z innej niż genetyczna perspektywy, dlaczego lwy zabijają młode lwiątka po przejęciu stada od poprzednich, samczych właścicieli haremu. Żeby ograniczyć się do przykładu pierwszego z brzegu.


Bardzo dziękuję Aleksandrowi, że zechciał poświęcić czas na wyrażania opinii, przez co zainspirował mnie i zmotywował do napisania tego krótkiego artykułu. Pozdrawiam serdecznie.


Łódź 14.12.2022

avidal

9 thoughts on “Seks czy przetrwanie

  1. „Piszesz „Samce wielu gatunków gotowe są poświęcić życie, aby tylko uprawiać seks” Nie! Są w stanie poświęcić wiele, ale nie życie.” – Powiedz to trutniom pszczoły miodnej, Aleksandrze 😉

    Zastanawiam się, czy neotenia w kontekście użytym tutaj jest właściwym określeniem. Neotenia to, o ile wiem, sytuacja, że „dzieci rodzą dzieci”, więc w przypadku człowieka można by ją odnosić do „niedojrzałych” cech występujących u dorosłych, a Tobie avidalu, jeśli dobrze rozumiem, chodziło o to, że to dziecko rodzi się w mniej zaawansowanym stadium rozwoju niż u pokrewnych gatunków?

    • To też, ale bodaj jeszcze bardziej o bardzo długi okres nieporadności. Nie kojarzę innego gatunku, u którego konieczność opieki nad młodymi byłaby rozciągnięta na długie lata.Torbacze rodzą się na jeszcze wcześniejszym etapie ontogenezy, ale znacznie szybciej osiągają samodzielność.
      Miałem również na myśli i to, że infantylność zachowań i wyglądu nie przemija wraz z dojrzałością płciową, ale dotyczy także osobników dorosłych – w tym nastolatków. W odniesieniu do człowieka tak własnie bywa rozumiana neotenia.
      Niemniej być może faktycznie niefortunnie użyłem tego terminu.

  2. Akurat dziecko ludzie po narodzeniu jest dobrze rozwinięte, a jego długotrwała nieporadność ewolucyjnie argumentowana jest tym, że czasochłonna opieka wspomaga tworzenie się skomplikowanych więzi, nie tylko pomiędzy matką, ojcem, ale też w szerszym kontekście społecznym. To właśnie zdolność do długotrwałego darzenia się uczuciem leży u podstaw sukcesu naszego gatunku.

  3. Nie na tyle dobrze, aby być zdatnym na autonomię względem rodziców. Ta pojawi się po latach. Nie było innego wyjścia ze względu na nasze wielkie mózgi, a co za tym idzie także na ponadprzeciętnie rozdęte okrywające je kostne puszki.
    Myślę, że nie sposób tutaj z pełnym przekonaniem określić, który
    czynnik był pierwotny – ewolucja zachowań społecznych czy ograniczenia fizjologiczne. Z czasem, zapewne dość szybko, doszło do sprzężenia zwrotnego i jedno napędzało drugie. Jak to bywa w naturze.

  4. Miało być krótko w odpowiedzi Justynie, ale wyszło długo i w końcu zeszło na pszczoły. Te owady zasługują na wielkie nasze uznanie i szacunek. Mam pszczoły i lubię obserwować ich życie.

    Twoja uwaga Justyno jest bardzo dobra:
    „Powiedz to trutniom pszczoły miodnej, Aleksandrze”.

    No to muszę się przyznać, że z pszczołami rozmawiam, a trutniom nawet współczuję, ale o tym na końcu tego tekstu.

    Żeby wszystko było jasne, w cytacie trzeba rozdzielić dwa zdania; tekst avidala:
    „Samce wielu gatunków gotowe są poświęcić życie, aby tylko uprawiać seks”
    i mój:
    „Nie! Są w stanie poświęcić wiele, ale nie życie.”

    Odnosiło się to początkowo do człowieka, ale ja rozwinąłem to także na inne gatunki ograniczając się jednak do ssaków i podając konkretne przykłady. Przykładów ochrony własnego życia kosztem rezygnacji z seksu przez zwierzęcych samców jest mnóstwo.
    W rodzinnych grupach najbliższych nam małp – wojowniczych szympansów wystarczy, kiedy dominujący samiec napalonego osobnika postraszy ułamaną gałęzią. Nawet nie uderzy, tylko postraszy. U łagodniejszych goryli wystarczy, kiedy siwogrzbiety dominant postraszy postawą i głosem. Ciekawe, że nie spotkałem się z informacją, żeby u tych gatunków dochodziło do „rękoczynów”.

    U człowieka do rękoczynów dochodzi jakże często z byle jakiego powodu. O kobietę chyba nawet najrzadziej, a to mógłbym nawet zaakceptować.
    Nasz mózg (i mózgi innych ssaków) jest na tyle rozwinięty i zapewnia nam taki poziom inteligencji, że tzw. zdrowy rozsądek nakazuje normalnemu człowiekowi przede wszystkim zachować życie, również za cenę rezygnacji z seksu. Nie dotyczy to oczywiście psychicznych dewiantów. Tych jest wprawdzie sporo, ale swoją aktywność ujawniają głównie w niszczeniu przedstawicieli swojego gatunku płci męskiej i to poza sprawą seksu.

    Jeżeli już dyskutować nadrzędność seksu nad potrzebą osobniczego przetrwania (osobiczego życia) u zwierząt, to przykładów jest całe mnóstwo, choćby najbardziej znane są nam z tego łososie. Poświęcenie tylko przez matkę życia dla zapewnienia życia swojego potomstwa też jest znane. U niektórych pająków czy ośmiornic, matki poświęcają własne ciało na pokarm dla swoich dzieci. Poświęcenie najwyższe z możliwych, no ale tu nie chodzi o poświęcenie życia dla seksu. Przypomnę, że mój wywód dotyczył przede wszystkim jednak rozumnego człowieka, a o ssakach (przecież też rozumnych) było przy okazji.

    Przejdę do bardzo przyjemnego tematu – do pszczół.
    Trutnie, to niezwykle interesujący przykład i temat sam w sobie. O życiu trutni decydują robotnice, on sam nie ma tu nic „do powiedzenia” poza zapłodnieniem przyszłej matki. Truteń ma tylko przekazać swoje plemniki przyszłej królowej i umrzeć. Robotnice decydują, kiedy trutnie mają przyjść na świat; robotnice karmią bardzo odżywczym pokarmem leniwych przez długi czas samczych „darmozjadów”. Tu oczywiście mocno przesadziłem. Trutnie, a jest ich w ulu całkiem sporo, odgrywają jednak ważną rolę – swoimi feromonami stymulują robotnice do intensywnej pracy i gromadzenia dużych ilości różnorodnego pokarmu – od nektaru po pyłek. Trutni, które spełniają rolę reproduktorów jest niewiele. Co zatem z ich dużym „nadmiarem” w ulu? O tym znowu decydują robotnice – kiedy trzeba, potrafią trutnie wypędzić, a pod koniec lata mogą je nawet żądlić i całkowicie pozbyć się niepotrzebnych samców. Chociaż tu też bywa różnie – czasem zachowują ich trochę, tak „na wszelki wypadek”. Zastanawiam się czy to inteligencja rodziny pszczelej czy goły instynkt?

    Pszczoły są przykładem idealnej demokracji, która nie jest możliwa do osiągniecia u ludzi. W pszczelej demokracji nie rządzi królowa; ona ma tylko jedno zadanie, ma składać jajeczka. Oczywiście ma swój udział w życiu rodziny przez wytwarzanie feromonów, ale pszczelą rodziną rządzą wszystkie robotnice, które z wiekiem przejmują kolejne zadania. Gdyby tak człowiek (niby rozumny) zechciał nauczyć się od pszczół demokracji.

  5. Do dyskusji z Mrówczarzem
    „Akurat dziecko ludzie po narodzeniu jest dobrze rozwinięte…”

    Znowu muszę zacząć od „NIE”. A oto dlaczego:

    Według Starego Testamentu „…w bólach rodzić będziesz…”
    Tu krótka dygresja – nie wierzę, że Bóg mógłby być tak okrutny; to wydumał tylko człowiek, i na dodatek mógł to być tylko mężczyzna.

    Bardzo bolesny poród u kobiet jest ceną jaką ludzkość (czytaj kobieta) płaci za dwunożność. Miednica, po przyjęciu przez praczłowieka pozycji wyprostowanej, przejęła funkcję podparcia dla wszystkich organów w jamie brzusznej (i wyżej) i musiała zostać w tym celu ewolucyjnie „przeprojektowana”. Prawdopodobnie początkowo nie było problemu. Kiedy jednak nasi prapraprzodkowie zaczęli spożywać dużo łatwo przyswajalnego mięsa (dzięki obróbce ogniem), możliwe było skierowanie potężnej dawki energii na rozwój mózgu.

    Dla coraz większej głowy noworodków kanał rodny u prakobiety stał się bardzo ciasny, a bolesne porody stały się tego niechcianym skutkiem. Tak trudnych porodów nie mają żadne inne ssaki, gdyż ich poruszające się na czterech nogach samice, mają budowę miednicy znacznie bardziej funkcjonalną w tym zakresie. Ale przede wszystkim czaszki ich potomstwa, mimo znacznie wyższego poziomu rozwoju niż ludzkiego dziecka, nie przekroczyły krytycznego rozmiaru kanału rodnego matek.

    „Coś trzeba było z tym zrobić.” Oceniając tylko głowę (reszta ciała nie budzi tu wątpliwości), okres życia płodowego u człowieka został bardzo „skrócony” i poród następuje na długo przed pełnym uformowaniem się czaszki i mózgu. W czasie porodu czaszka ludzkiego noworodka jest jeszcze nie tylko nie w pełni ukształtowana, a dla pokonania trudnej drogi również nie jest jeszcze zrośnięta. Pod względem etapu rozwoju mózgu ludzki noworodek, na tle innych ssaków, jest zawsze wcześniakiem, który wymaga bardzo troskliwej wielomiesięcznej opieki, zanim po około roku zacznie uczyć się chodzić i nabywać inne najprostsze umiejętności.

    Takiej nieporadności nie znajdziemy u żadnego innego gatunku homininów, nawet u tych najbardziej z nami genetycznie spokrewnionych. Inne ssaki (oczywiście nie wszystkie) rodzą się często zaskakująco gotowe do samodzielnego poruszania się. Mija kilka-kilkadziesiąt minut i niejeden zwierzęcy noworodek jest sprawny fizycznie, sam znajduje sutki z mlekiem, często może nawet biec za matką. Ocenia się, że ludzki noworodek mógłby dorównać pod tym względem noworodkom wielu innych ssaków, gdyby ciąża u kobiety trwała około 21 miesięcy. Wtedy jednak, ze względu na wielkość głowy takiego noworodka poród byłby niemożliwy. Kompromisowe rozwiązanie, jakie zostało nam ewolucyjnie zafundowane sprawia, że nieporadne ciało ludzkiego noworodka musi czekać na rozwój mózgu już poza ciałem matki. Dopiero wtedy zaczynają dochodzić do głosu wyśrubowane, wyjątkowe ludzkie możliwości.

    • Tyle, że ludzkie dziecko bardzo szybko zaczyna widzieć w porównaniu do wielu ssaków np. psów i kotów. Ponadto jego masa urodzeniowa jest stosunkowo duża. Porównania do jak mniemam ssaków kopytnych nie uważam za słuszne, gdyż młode tych zwierząt siłą rzeczy muszą szybko stanąć na nogi i być gotowe do podążania za stadem czy też ucieczki przed drapieżnikiem. U ludzi presji na to nie ma.

  6. W odpowiedzi avidalowi, na temat „samolubnego genu”.
    Tytuł był i jest niezwykle nośny (co bardzo lubimy), ale jest dużym uproszczeniem (tak ma być). A treść była rewolucyjna – jak na ówczesne czasy.
    No, nareszcie krótko.

    Za dyskusję z Tobą ja również bardzo dziękuję. I przyrzekam, że w tym temacie nie będę się już więcej wypowiadać. Ale jak mi jakiś inny „podpadnie”, to i owszem. 🙂

  7. Nie było moim celem uciszanie kogokolwiek. Zatem Aleksandrze nie krępuj się – pisz, pisz i pisz, jeśli się tylko masz taka potrzebę. Może się okazać, że wyprowadzisz mnie z błędu. Albo siebie. Więc warto tak czy inaczej.

Leave a Reply to MrówczarzCancel reply