To dość niespodziewane, ale wiele motyli nocnych zwanych potocznie ćmami posiada czuły słuch ukierunkowany na odbiór fal ultradźwiękowych. Pod tym względem biją nas na głowę – ludzie w ogóle ich nie słyszą. Z kolei nietoperze to perfekcyjni łowcy ciem wyposażeni w system echolokacji efektywnie lokalizujący potencjalną ofiarę. Doskonały, choć wybiórczy słuch ciem sprawia, że nie pozostają całkowicie bezbronnym celem. Odbierają ultradźwięki wysyłane przez nietoperze i na nie reagują. Odlatują w niedostępne zakamarki, albo nurkują w kierunku ziemi. Niektóre kontrują i wysyłają własne ultradźwięki zagłuszające odbiór ssaczym agresorom. Dzięki tym strategiom raz na jakiś czas niektóre z nich – i tylko niektóre – ratują życie.
Motyle dzienne nie muszą obawiać się nietoperzy. Ich nemezis to ptaki. Zatem, jak się można domyślać, rusałki, modraszki i bielinki nie zostały wyposażone w zaawansowane narządy słuchu. Zamiast tego przywdziewają jaskrawe barwy, także na wcześniejszym etapie rozwoju zwanym gąsienicą. Pozyskują oraz magazynują w ciele alkaloidy i inne trujące związki wraz ze zdobywanym pożywieniem, a żółte, białe i niebieskie tła skrzydeł i barwne wzory na nich stanowią ekwiwalent ostrzegawczego baneru o uniwersalnej, zrozumiałej dla innych zwierząt treści. Są sposobem, w jaki pozbawiony oczywistej broni w postaci kłujki, żądła czy aparatu gryzącego obiad pokazuje zgłodniałemu prześladowcy środkowy palec. Bardzo często nawet jaja motyli są trujące – samica przekazuje im część toksyny, którą wcześniej pozyskała od siebie samej w formie gąsienicy. Krąg życia ma wiele znaczeń.
Wyjaśnia to w znacznej mierze, dlaczego motyle dzienne są tak kolorowe, a nocne na ogół jednolicie szare i nieefektowne. A ponieważ komunikat działa, znajduje rzesze naśladowców oraz imitatorów tych naśladowców. Kreatywnych swą ewolucyjną adaptacyjnością oszustów i fałszywie wystrojonych pasażerów na gapę. Wspólnie tworzą rzeszę indywiduów tak wzajemnie powiązaną i pogmatwaną siecią pokrewieństw i współzależności, że rozeznanie się w tym wszystkim, kto jest naprawdę ohydny w smaku, a kto tylko udaje jawi się być misją wręcz niemożliwą – i o to chodzi. Parada arcyłgarzy i manipulatorów rozlewa się na wszystkie ekosystemy, krainy zoogeograficzne i kontynenty. Oto dwa z nich.
Mniej perfidni, nie pozbawieni resztek przyzwoitości gracze obrali odmienną, co najmniej równie powszechną taktykę wtapiania się w tło. Tkwią na wybranym podłożu z głębokim przeświadczeniem, że wrodzone tchórzostwo pozostanie nieodkryte, bez jakichkolwiek tyleż wstydliwych, co i ostatecznych konsekwencji, jeśli staną się z tym podłożem wizualną, cielesną jednością – a może i duchową, w końcu kto to może wiedzieć, jaki poziom medytacji jest w stanie osiągnąć kontemplujący owad. Zadziwiające, ale to działa.
To, co dotyczy motyli, odnosi się równie dobrze do pozostałych rzędów owadów. Hipotetyczne kompletne zestawy obejmujące rozmaite owady imitujące inne owady, owady o ostrzegawczym, jaskrawym ubarwieniu oraz owady-kameleony z pewnością byłyby zbyt długie i pokaźne, aby je umieścić w jakiejkolwiek pracy, czy nawet książce. Natura wprost przepełniona jest mnogością forteli, sztuczka goni sztuczkę, a pomysłowość niemal nie zna granic.
Na koniec bonus dołączony do artykułu za namową Mateusza Sowińskiego. Gąsienica i poczwarka dwóch gatunków z Nowego Świata, które drogą konwergencji upodobniły się do śmiertelnie jadowitych węży z rodzaju żararaka.
Oraz niesamowity pluskwiak z krainy neotropikalnej, który wciela się w rolę kajmana.
Wszystkie przedstawione w tekście adaptacje zostały wyselekcjonowane przez dobór naturalny jako zwiększające dostosowanie (fitness). W przyrodzie działa jednak szczególna wersja doboru naturalnego, która ma gdzieś ekonomiczne ograniczenia zniewalające adaptacje. Wersja zwana doborem płciowym – bezsprzecznie bardziej spektakularna, ekstrawagancka i szalona. Ale o tym w części drugiej.
Zobacz też:
Mimetyzm u Mateusza Sowińskiego
Łódź 22.12.2022