W australijskim lesie deszczowym dzień jak co dzień. Samiec skakuna z gatunku Maratus fimbriatus z wielką dozą zaangażowania właśnie wystawia się jak na tacy czyhającym wokół drapieżnikom. Ten lekkomyślny ryzykant i ekshibicjonista unosi odwłok najwyżej jak potrafi i szeroko rozpościera intensywnie niebieski wachlarz z gęstych włosków, wprowadzając się jednocześnie w taneczny trans, co można poznać po machaniu pierwszą parą nóg. Ta poza nie ułatwia ucieczki. Ale on nawet nie rozgląda się na boki próbując w porę dostrzec niebezpieczeństwo i zwykle nie czmycha, kiedy ono wreszcie się pojawi. Zdaje się go nie zauważać. Jego taniec bowiem skierowany jest ku innemu adresatowi – ku niepozornej, szarej samiczce.

Maratus fimbriatus Fot. Laurence Sanders
Jeśli wgłębić się w temat, zadziwiająco wiele pajęczym i owadzim, a zwłaszcza muszym samcom wydaje się, że posiedli talent Johna Travolty i Freda Astaire. Co bardziej myzykalni wybijają przy tym odnóżami psychodeliczny rytm, inni eksponują to co mają najlepszego – wzorzyste skrzydła bądź zdobione frędzelkami nogi. Tak czynią nasze rodzime błyskleniowate (warto wymienić Neurigona quadrifasciata i Poecilobothrus nobilitatus), tak też postępują dygniczka Myennis octopunctata i osławiona Callopistromyia annulipes.

Dygniczka nieśmiała Fot. avidal

Mucha pawia Fot. Meadowlark
I nie mają takimi być. Pełnią bowiem funkcję krzykliwej reklamy. W 1975 Amotz Zahavi nazwał je wskaźnikami sprawności. Informują samice o genetycznej kondycji ich właścicieli, dzięki czemu wybór odpowiedniego kandydata na ojca jej dzieci staje się mniej losowy. Wskaźnik sprawności powinien być jak najbardziej kosztowny. Ta podstawowa zasada umożliwia eliminację oszustów. Byłoby przy tym wspaniale, gdyby obniżał dostosowanie, utrudniał przetrwanie. Jeśli mimo własnych morfologicznych i behawioralnych niedoskonałości adaptacyjnych dotrwałeś do zalotów, to jesteś dość silny, przebiegły i zaradny, aby zasłużyć na kopulację. Miło też wiedzieć, że nie pielęgnujesz w sobie pasożytów; porażone przez patogeny osobniki mają trudności z utrzymaniem zdrowego wyglądu. Ich welony nie są tak puszyste, a włoski tak lśniące, jak u zdrowych samców.
W sumie fajnie jest być samcem w świecie pełnym wymagających samic.
Co bardziej leniwe sześcionogie dziewczęta zdecydowały, że nie będą dokonywać wyborów bezpośrednio. To dość męczące, czasochłonne, frustrujące i – bądźmy szczerzy – w sumie nudne. Ileż to razy można wciąż na nowo oceniać tabuny adoratorów jak w jakimś tańcu z gwiazdami. Jest inne wyjście, mniej absorbujące. Niechaj sami się wyłonią na drodze konkursu, turnieju, Mortal Kombat, czy co tam im pasuje. Zwycięzca może się zgłosić po nagrodę. Na genialny w swej prostocie koncept wprowadzenia takiej właśnie reformy miłosnych umizgów wpadły panie jelonkowe i pani ślimacznica.

Lucanus pontbrianti Fot. Marek R. Swadzba

Pherbellia annulipes Fot. avidal

Empis opaca Fot. Leszek Plackowski
I tak oto brakowi umiaru właściwemu doborowi płciowemu zawdzięczamy zachwycające feerie barw, kształtów, rogów, wyrostków i frędzli – ale również intrygującą złożoność zachowań godowych. I coś jeszcze. Coś przebijającego wszystkie pokazane tutaj cuda o lata świetlne. Coś bez cienia wątpliwości najbardziej doniosłego i wspaniałego w znanym nam wszechświecie. Ale o tym w części trzeciej.
Zobacz też: Kreacje natury. Część pierwsza – nie tak bezbronna ofiara