Figa, hatteria i Tiktaalik rosae

Figa to nie owoc. Figa to ogród pełen kwiatów, wywrócony na drugą stronę. Wygląda jak owoc. Smakuje jak owoc. Zajmuje niszę owoców w naszym wyobrażeniowym jadłospisie i w owych głębokich strukturach, którymi zajmują się antropolodzy. A jednak nie jest owocem; jest ukrytym, wiszącym ogrodem, jednym z prawdziwych cudów świata.

W ten poetycki sposób opisywał owocostan figowca Richard Dawkins we „Wspinaczce na szczyt nieprawdopodobieństwa”. Kupujesz w sklepie figę w przekonaniu, że dobrze wiesz, co zjesz na deser. Tymczasem wchodzisz w posiadanie zamkniętego wewnątrz kobierca drobnych kwiatów. Na samym szczycie figi znajduje się ledwie dostrzegalny, drobny otwór. Ciasne okno do rajskiego ogrodu dostępne tylko dla wybranego gatunku bleskotki. Takiej, która jest w stanie przecisnąć się przez wąski otwór. Zwykle gubi przy tym skrzydła, które i tak nie są jej już potrzebne. Po złożeniu jaj na kwiatach samica umiera. Z larw wylegają się imagines. Samce odszukują samice, zapładniają je i natychmiast giną – no, czasem jeszcze wygryzają w ściance figi wyjście na świat zewnętrzny dla zapłodnionych samic. Zdarza się, że samica bleskotki nie jest w stanie opuścić owocostanu. Figa pokazuje wtedy swą druga naturę. mniej oczywistą – staje się owadożerna. Produkuje enzymy, które rozpuszczają ciało błonkówki na składniki zdatne do asymiliacji.

Kiedy zjadasz figę, nie tylko posilasz się głównie kwiatami – a nie owocem. Prawdopodobnie zjadasz również bleskotki, które zakończyły we wnętrzu figi egzystencję. Niektóre zostały już całkowicie przetworzone na składniki odżywcze, niektóre jednak wciąż zachowują doczesną powłokę.

Nie wszystko jest tym, czym się wydaje. W tym przypadku błędna diagnoza rzeczywistości nie kosztuje nas wiele, ale nie zawsze możemy liczyć na łut szczęścia.


Gdybym zapytał, ile masz oczu, pewnie spojrzałbyś na mnie jak na wariata, lekko zdezorientowany. Możliwe, że zacząłbyś podejrzewać mnie o jakiś niewczesny żart. Na pewno jednak nie pomyślałbyś ani przez chwilę, aby uznać za prawidłową odpowiedź inną, niż jedyna oczywista. Człowiek ma dwoje oczu, to nie podlega dyskusji. Hmm… I tak, i nie. Dawno, dawno temu nasz ewolucyjny przodek, jakiś owodniowiec, posiadał dodatkowy otwór na szczycie czaski, w którym umieszczone było 3 oko. W procesie zmian fenotypowych otwór ten uległ zasklepieniu, a oko przemieściło sią do wnętrza czaszki, lecz zachowało przynajmniej niektóre z pierwotnych funkcji. Do dziś mamy je w swoich głowach. Nosi nazwę szyszynki. Aby spełniać funkcję przystosowawczą, wciąż potrzebuje informacji w postaci fotonów. Te dostarczane są do szyszynki za pośrednictwem standardowej, znanej nam dobrze pary oczu. Szyszynka odwdzięcza się kontrolowaniem rytmu dnia i nocy, snu i aktywności, oraz poziomu melatoniny.

Nie musimy wierzyć paleontologom i biologom ewolucyjnym na słowo. Oko ciemieniowe można zaobserwować u jednego ze współczesnych rodzajów kręgowców, skupiającego dwa gatunki. Tuatara, zwana tez hatterią wygląda jak jaszczurka, lecz jaszczurką nie jest. Kolejny raz zbyt pobieżna ocena rzeczywistości prowadzi na manowce. Wchodzi w skład odrębnej linii ewolucyjnej, która rozeszła się z linią ewolucyjną jaszczurek w triasie, 250 milionów lat temu. I zachowała trzecie oko, choć tylko w okresie młodocianym. To nie metafora. Oko to wyposażone jest w rogówkę, siatkówkę i soczewkę oraz w nerw wzrokowy przekazujący impulsy do mózgu.

To, że hatteria nie jest jaszczurką, lecz kuzynką jaszczurek wykazująca podobieństwo morfologiczne spowodowane konwergencją, to wcale nie koniec niespodzianek wynikających ze spojrzenia na drzewo filogenetyczne. Sens z perspektywy ewolucyjnej mają tylko te taksony, które obejmują wszystkie linie wywodzące się od wspólnego przodka. Taksony takie noszą nazwę monofiletycznych. W takim ujęciu hatteria nie tylko nie jest jaszczurką, ale nawet nie jest gadem, jest sfenodontem. Od jaszczurek różnią ją m.in. stałe zęby, które nie ulegają wymianie. Co więcej, gadami nie są też jaszczurki. Ani węże, ani żółwie, krokodyle i dinozaury. Pojęcie „gady” jest na tyle niespójne i pozbawione wartości poznawczej, że nie powinno się go używać. Gady nie istnieją. Wiem, że to może być szokujące, wszak nie tego uczą w szkole. Cóż – program nauczania biologii (jej ewolucyjnej części) wymaga gruntownej naprawy, żeby nie napisać że nadaje się na śmietnik.

Przy okazji – ryby również nie istnieją. Chyba że zapomnimy o „rybach’ mięśniopłetwych (do naszych czasów przetrwały latimeria i ryby dwudyszne). Mięśniopłetwe są bliżej spokrewnione ze ssakami i ptakami, a także z ludźmi, niż ze szczupakami, łososiami i tuńczykami, czyli promieniopłetwymi. Aby takson „ryby” zachował sens ewolucyjny, należałoby wyrzucić z niego mięśniopłetwe, które w przeszłości były reprezentowane przez liczne rodzaje i gatunki wyglądające jak ryby i prowadzące tryb życia ryb. Albo uznać, że rybami są również ludzie. Naszymi przodkami były „ryby” mięśniopłetwe, które wyszły na ląd. Tiiktaalik rosae i jemu podobni.

Tiiktaalik rosae wyszedł na ląd 375 milionów lat temu Źródło – https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Plik:Tiktaalik_roseae_life_restor.jpg

I znów okazuje się, że pozory mylą. Na szczęście istnieje metoda, która chroni przed pułapką błędnych osądów rzeczywistości. Metoda naukowa. Nie ma możliwości poprawnego rozwikłania powyższych zagadnień odwołując się do filozofii, metafizyki, religii. Wg tej ostatniej rybą jest przecież bóbr.


Tam, gdzie emipryzm i eksperyment z różnych względów nie mogą być stosowane, kołem ratunkowym może być racjonalizm. Przeanalizujmy lenistwo. Jeden z 7 grzechów głównych. Kojarzony zdecydowanie pejoratywnie. Czy aby na pewno zasłużenie? Tak, to prawda że bywa irytujące i niepożądane, zwłaszcza w odniesieniu do osób innych, niż my sami. Z pogardą nazywamy ich obibokami, pasożytami, nierobami. Jak najbardziej zasłużenie. W opinii wielu to pijawki korzystające ze słabości programów socjalnych. Z drugiej strony lenistwu zawdzięczamy postęp. Cała masa zdobyczy nauki i technologii powstała po to, aby nas wyręczyć w działaniu. To lenistwu swe istnienie zawdzięczają piloty do bram i telewizorów. Roboty kuchenne i pralki automatyczne. Dźwigi, kalkulatory i walizki na kółkach. Być może lenistwo bywa udręką dla otoczenia i dla samego próżniaka. Ale na pewno nie zasługuje na potępienie w czambuł, nie zasługuje na miano grzechu głównego. Jak się zastanowić, to wykreślić powinno się też pychę, zazdrość, chciwość i gniew. Są one nieodłączną częścią ludzkiej natury, w które natura wyposażyła ludzi nie bez powodu. Właściwie tylko nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu wygląda na kandydata nie od czapy.

No i kieruj się teraz wytycznymi oferowanymi przez religie. Musiałbyś postępować wbrew własnej naturze i często na własną zgubę.

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – ta ludowa „mądrość” nie wzięła się znikąd; stanowi element dziedzictwa religijnego. Religia katolicka i całe chrześcijaństwo u podstaw potępiają dążenie do wiedzy. Zabraniają podążania jedyną ścieżką prowadzącej do poznania prawdy o rzeczywistości. Wszystkie nieszczęścia, plagi, katastrofy naturalne i ostatecznie wieczne męki piekielne na horyzoncie mają jedną i tę sama przyczyną. Zerwanie owocu z drzewa poznania. Stwórca wszystkiego zabronił nam dostępu do edukacji pod groźbą piekła. Uczynił z nas intelektualne zombie. Jednak znalazł się ktoś, kto wyzwolił ludzkość od marazmu poznawczego i przekonał pierwszych ludzi do przekroczenia Rubikonu. Czy z tej perspektywy powinniśmy nazywać Szatana tym złym? Właściwie cóż nam uczynił poza wyzwoleniem nas z boskiego matrixa?

Pozostańmy jednak krytyczni, sceptyczni, wątpiący. Nie ufajmy na słowo, przynajmniej nie zawsze. Chyba że dobrze nam żyć w ułudzie. Cóż, pod pewnymi względami to na pewno wygodne. Sypher, czy Morfeusz – która postawa jest ci bliższa?

I jeszcze jedno, jak mawiał pewien porucznik w znoszonym prochowcu. Pramatka Ewa nie zjadła jabłka. Tej profanacji dopuścili się niejaki Maksymilian Paradys i jego wspólnik Albert, czym wywołali spazmy rozpaczy u Jej Ekscelencji.

Ewa skonsumowała figę.


avidal

6 thoughts on “Figa, hatteria i Tiktaalik rosae

  1. Zgadzam się z generalnie z powyższymi wywodami zwłaszcza z teorią „twórczego lenistwa”, które jest mi bliskie i miłe jak niemal każdemu samcowi, jednak przekornie odniosę się do tego fragmentu: „Stwórca wszystkiego zabronił nam dostępu do edukacji pod groźbą piekła.”
    Może Stwórca znając naszą naturę, z obawy o nasze samounicestwienie w skutek nadmiernego rozwoju technologicznego, chciał nas w ten sposób chronić. Krótko mówiąc – z dwojga złego lepiej już, żeby ludzkość żyła w jaskiniach, niż miała się unicestwić.
    Za przykład można podać mitologiczną Atlantydę. Jedna z teorii głosi że kraina ta znikła właśnie w wyniku przełomowego odkrycia naukowego, może jakiejś broni. My obecnie mamy taką możliwość – broń jądrową. A co będzie w niedalekiej przyszłości? Postęp nie zawsze jest dobry, no i jak napisałeś, służy lenistwu, które już gruntu źle się kojarzy. Może faktycznie nie bez powodu.

  2. Ciekawy argument, który jednak nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Wszystkie gatunki na Ziemi ulegają wymieraniu, nie ma zmiłuj. Szacuje się, że przeciętna długość trwania gatunku to 4 miliony lat – nie mam pojęcia, czy to słuszna kalkulacja, ale szczegóły nie mają znaczenia. Zatem zostając bezpiecznie w jaskiniach uniknęlibyśmy niebezpieczeństwa autozagłady, ale dosięgłoby nas ewolucyjne przeznaczenie. Tymczasem dzięki kumulacji wiedzy i technologii zyskujemy niepowtarzalna szansę przerwania fatalizmu, jako pierwszy gatunek w dziejach. Czemu tak uważam – no, o tym można by napisać wiele. Tutaj nadmienię tylko, że jedną z ról głównych powierzam naukom biologicznym ze szczególnym uwzględnieniem inżynierii genetycznej.

    • Racja, ale tu można stworzyć kolejny argument przeciwko temu, co piszesz – skoro Stwórca powołał nas i inne gatunki do życia, to tylko on ma prawo (roszczenia) do unicestwienia naszego gatunku, bądź to jakimś mechanizmem/katastrofą, bądź na drodze wymierania ze względu na ograniczony czas istnienia odpowiednich warunków dla życia na planecie. Nasze próby samozagłady (nawet niezamierzone) mogą być odebrane jako forma sprzeciwu czy nieposłuszeństwa wobec Stwórcy.

  3. A to już jego problem, gdyby istniał, nieprawdaż? Poza tym – czy została zapisana gdzieś i kiedyś we Wszechświecie jakaś uniwersalna zasada nadająca kreatorowi prawo do unicestwienia dzieła stworzenia? Nie obiło mi się o uszy. Chyba, że demiurg sam sobie takie prawo przyznaje. I mamy do czynienia z nieskończenie złym despotą nadzorującym totalitarny multisystem.

    • Uniwersalnej zasady nadającej Stwórcy prawo unicestwienia raczej nie znajdziemy, bo po co miałby ją spisywać, skoro jest wszechmocny i wszechwiedzący itd. Dla kogo miałby ją pisać? Dla nas? Tam, gdzie są nakazy i zasady, nie ma wolnej woli. Ludzie wierzący postrzegają Stwórcę jako istotę miłosierną, kochającą ludzi, ale wcale tak nie musi być. Moim zdaniem jest to raczej jakaś istota bądź siła stwórcza pozbawiona wszelkich emocji znanych ludziom, bezduszna. Religie monoteistyczne zakładają, że Bóg/Stwórca jest jeden. Nie wytworzył więc on tzw. ludzkich odruchów, gdyż nie żył wśród innych podobnych mu istot, nie musiał przystosowywać się do koegzystencji, życia we wspólnocie, w zagrożeniu itd. My oczywiście możemy mu się podporządkować, przyjąć jego istnienie za pewnik (stąd religie i wierzenia) lub żyć jakby go nie było, jednak z pewną dozą niepewności, że może jednak coś w tym jest. Ateizm może być postrzegany jako forma buntu.
      Tak, Stwórca ma prawo zniszczyć swoje dzieło bez pytania o zgodę. Tak, obstawiam, że Stwórca jest bezdusznym władcą wszystkiego, co stworzył, ale czy jest despotą, czy miłosiernym, to już osąd ludzi. To ludzie stworzyli pojęcie dobra i zła, a nie Stwórca, czy ewolucja.
      Oczywiście wszystko to piszę zakładając, że Stwórca istnieje, czego nie uznaję za pewnik.

  4. Skonstruowałeś właśnie subiektywną wizję Boga,1274 w historii i arbitralnie nadałeś jej atrybuty. Czy raczej skromną namiastkę atrybutów, która w ogóle umożliwia definiowanie i cząstkowe rozumienie, czym on jest. Pozbawiony atrybutów Bóg nie posiada wartości logicznej. Sęk w tym, że Bóg o którym piszesz nie istnieje w żadnej ze znanych nam religii i nie warto się nim przejmować. Bo skąd niby miałbyś czerpać tę szczątkową wiedzę o nim, jeśli nie z natchnionych ksiąg i objawień proroków? Twój pozbawiony materialnej podbudowy Bóg jest niewiarygodny – zdajesz sobie sprawę, co oznacza ten epitet w odniesieniu do niefalsyfikowalnej istoty. Nie ma sensu się nim zajmować bez względu na to, czy jest prawdziwy.
    Natomiast rozpatrywanie Boga osadzonego w konkretnej religii przynajmniej stwarza pozory zasadności. Można wręcz zaryzykować opinię, że wpływ Boga na ludzki świat jest uzależniony od liczby jego wyznawców. Dopiero taki, oddziałujący na nasze życie byt godny jest roztrząsania. I tak się składa, że poddany obiektywnej, racjonalnej analizie zawsze przegrywa jako wewnętrznie sprzeczny. Stąd tyle prób ucieczki w deizm i panteizm, także wśród wyznawców bogów osobowych. W efekcie przychodzi mierzyć się z najrozmaitszymi herezjami, religijnymi aberracjami, chimerami i mutantami. Tak naprawdę zaś szkoda czasu. To wydmuszki.

Leave a Reply