Modliszka zwyczajna (Mantis religiosa) jest jednym z naszych największych owadów. Jest wpisana do Polskiej Czerwonej Księgi jako gatunek zagrożony i objęty ścisłą ochroną. Ta ocena zagrożenia staje się chyba coraz mniej aktualna, przynajmniej w południowo-wschodniej części kraju. Teraz modliszka występuje już na całym wschodzie, na całym południu Kraju oraz w środkowej Polsce łącznie z Wielkopolską, również w dużych miastach. Nie wykluczone, że występuje już na obszarze całej Polski. To kolejna oznaka szybko postępującego ocieplenia, wysychania i chyba już nawet częściowego stepowienia kraju. Na tle zachodzących zmian klimatycznych fotografowanie modliszek na działce pod Łodzią tak bardzo mnie jednak nie cieszy. Wolałbym jeździć, jak wcześniej, do ich matecznika w Kotlinie Sandomierskiej.
Pierwsze modliszki (po jednym osobniku) w obrębie naszego siedliska zobaczyliśmy w roku 2019 (siedziała na siatce okiennej) i 2020 (wleciała do łazienki). Po umieszczeniu owadów na roślinach zrobiłem pierwsze dokumentalne zdjęcia. W otoczeniu siedliska o na niedalekim ugorze kserotermicznym nie spotkałem jej wcześniej nigdy.
Nie mogłem sobie darować, że tak późno zdecydowałem się pójść sprawdzić czy są maślaki. Straciłem okazję prześledzenia rozwoju larwalnego tego egzotycznego owada. Modliszek było tyle, że pomyślałem – przyszły rok na pewno zaowocuje ciekawymi zdjęciami już od momentu wykluwania się larw. Tymczasem mogłem obserwować i fotografować modliszki na późnym etapie rozwoju larwalnego oraz imago.
Modliszki opanowały łan macierzanki do tego stopnia, że czasem w zasięgu wzroku miałem 2-3 osobniki. Były duże (5-6 cm) masywne samice oraz znacznie delikatniejsze samce. Kolor zielony dominował, ale 2-3 larwy były jasnobeżowe i co najmniej jedna dorosła modliszka była brązowa. Zwykle siedziały nieruchomo, czasem przechodziły wolno z jednej rośliny na drugą, a tylko wyjątkowo przelatywały na odległość 2-3 m. Jednego dnia przez kilka minut obserwowałem, jak duża zielona samica podchodziła powoli do mniejszej beżowej (prawdopodobnie samca) i usiłowała ją złapać. Zielona wykonała atak z rozłożonymi skrzydłami, beżowej udało się jednak w porę odskoczyć.
Od początku usiłowałem fotografować modliszki polujące na owady. Niestety taka scena na macierzance trafiała się rzadko, bywało natomiast, że bezczelna mucha siadała na modliszce. Innym razem motyl beztrosko posilał się na tym samym kwiatostanie rozchodnika na którym czatowała modliszka. W okolicy dopiero zasiedlanej przez modliszki inne owady nie znają jeszcze tych drapieżników i nie wyrobiły w sobie przed nimi strachu.
Z czasem modliszek zaczęło ubywać – kanibalizm czy szukanie lepszych miejsc? Spotkałem samca pozbawionego jednego czułka oraz samicę z nadgryzionym przedpleczem. Podejrzewam, że niezależnie od mechanizmu ubytku, przyczyną była zbyt mała ilość owadów na macierzance.
Modliszki postanowiły zrobić mi kolejną niespodziankę; przeniosły się na podwórko – na kwitnące przy domu rozchodniki. Tu znowu zaobserwowałem, jak jedna samica napastowała drugą; znowu bezskutecznie.
Muchy, pszczoły i motyle stały się tu dla nich łatwym pokarmem, a ja nie musiałem już wychodzić za płot. Po złapaniu ofiary modliszka natychmiast ją rozrywała i pożerała kawałkami. Bywało, że kiedy modliszka nie zjadła jeszcze jednej ofiary, trzymała w swojej łapce już następną.
Oczywiście nie każda zasadzka i atak na owada były skuteczne. Udało mi się udokumentować atak modliszki na pszczołę, która zwinnie uniknęła złapania. Ciekawą scenę obserwowałem w relacji modliszki z tygrzykiem paskowanym. Owad powoli podkradał się do pająka, co dla mnie było zaskoczeniem, gdyż wszędzie czytałem, że modliszki cierpliwie oczekują aż ofiara się zbliży. Drugi już raz obserwowałem, że modliszka polowała nie z zasiadki ale z podchodu.
W październiku modliszek już nie widziałem. Były natomiast dwie ooteki (kokony z jajami) przy macierzankach, co rozbudziło moją nadzieję na owocne fotografowanie w następnym roku. Nowe kokony były założone koło miejsca, gdzie latem znalazłem trzy puste z poprzedniego roku. Struktura wewnętrzna jednego z nich pokazana jest niżej.
Nadzieja na zaplanowane zdjęcia z rozwoju larwalnego modliszek okazała się płonna. Zastanawiam się, dlaczego z roku na rok wystąpiły takie drastyczne zmiany. Jeździłem też na niedaleki ugór z roślinnością kserotermiczną, gdzie są wymarzone warunki do zasiedlenia przez modliszki. Tam nie znalazłem żadnej. Pocieszeniem mogłoby być przeżycie dzięki temu większej ilości owadów. Tylko że jak napisałem w poprzednim artykule, owadów jest coraz mniej i to nie z winy modliszek.
Tak za bardzo nie przejmowałbym się najazdem modliszek na nowe obszary Kraju. Równowaga w przyrodzie nie jest przecież ustalona raz na zawsze. W normalnie funkcjonującej przyrodzie modliszki doprowadziłyby po pewnym czasie do wytworzenia się nowej dynamicznej równowagi w świecie owadów. Można jednak postawić pytanie – ile czasu zajmuje ustalenie się jej nowego stanu w zależności od stosunkowo łagodnych czynników inwazyjnych, którymi na nowo zajmowanych obszarach są modliszka czy np. tygrzyk paskowany. Obserwowana na moim terenie dynamika zmian w odniesieniu do tych dwóch gatunków jest bardzo szybka. Doświadczyłem tego w obserwowanym od 2-3 lat spadku ilości okazów tygrzyka po kilkunastu latach jego niemal dominacji w środowisku otaczającym nasze siedlisko.
Jakieś 4-5 lat temu, kiedy jeszcze modliszek w Łodzi nie było, przywiozłem kilka samiczek z Ponidzia i wypuściłem je do ogrodu botanicznego. Ciekaw jestem, czy się zaadaptowały.